Szklanka do połowy pełna.

W zeszłym tygodniu post nie ukazał się, ponieważ dochodziłam do siebie po zabiegu angiografii. Pierwotnie miało to być rutynowe badanie, ale zostałam poddana narkozie i naprawiano moją zwężoną prawą zatokę (grubsza żyła w głowie). Okazało się, że są na świecie lekarze, którzy nie zatrzymują się na słowie „idiopatyczne”, tylko szukają faktycznej przyczyny, dlaczego organizm nie pracuje, jak powinien. Miałam do końca marca dojść do siebie. Miało być już lepiej, miałam wrócić do życia takiego zwykłego, normalnego. Mam w sobie dużo złości, frustracji – tak po ludzku, po prostu mam już dość. I z jednej strony cieszę się, że są lekarze, którzy chcą mi pomóc i szukają, ale jestem tym już bardzo zmęczona. Kolejne wizyty, kolejne poradnie, kolejne badania. Nadal jednak – mimo częstszych łez – chyba muszę przyznać, że siła mnie nie opuszcza. Nie jest już taka mocna jak jeszcze miesiąc temu, ale jest, bo w końcu wstaje codziennie z łóżka i podejmuję wyzwania kolejnych dni.

Czuję się trochę tak jakbym poniosła porażkę, bo tracę siłę do walki. Nie tak miało wyglądać moje życie. To już 11 miesięcy… Zaraz minie rok, a ja czuję jakbym ten rok zmarnowała, albo jakby ktoś mnie z niego okradł. Bo to nie był rok, w którym grałam główną role, tylko byłam jakimś nieopłaconym statystą w tle głównych wątków życia innych osób. Ewa Chodakowska powiedziała wczoraj, że należy cieszyć się z porażek, bo to one nas uczą, a po sukcesie pozostaje pustka. Bez zmian dochodzę więc do wniosku, że nie pozostaje nic innego jak z całej tej sytuacji starać się wyciągać plusy. Mimo zmęczenia i frustracji oraz roku w zawieszeniu to wiele mnie życie nauczyło. Opisałam to jakiś czas temu w poście: „Czego nauczyłam się i dowiedziałam o sobie przez 10 miesięcy choroby?”. Powinnam to wydrukować i powiesić sobie nad łóżkiem i powtarzać jak mantrę. Bo trzeba pilnować, żeby szklanka była do połowy pełna, a nie pusta, a przecież tak łatwo zaburzyć proporcje.

Chciałabym napisać na koniec coś błyskotliwego, coś co zmusi do refleksji, ale rzeczywistość jest bardzo prosta. Chorowanie nie jest łatwe, nieraz upokarza człowieka, wywraca życie do góry nogami czy też sprawia dużo bólu. Często jest się nierozumianym przez zdrowych, a chory chorego najlepiej wie jak wyleczyć, dając rady, które mogą sprawdzić się tylko w jednym przypadku, a rodzajów organizmów i odmian choroby jest wiele. Zagubienie, bezsilność i zmęczenie to przykra codzienność. Brzmi to wszystko bardzo smutno i depresyjnie. Często tak właśnie jest, po prostu łzy lecą z oczu – nie zawsze utrzymane na wodzy. Ja jednak wybieram szukanie (choć to niełatwe) pozytywów w tej beznadziejnej sytuacji. Właśnie tylko muszę sobie ciągle o nich przypominać. Bo ostatnimi czasy jakoś łatwo zostają one przekrzyczane przez wredne małe złośliwe chochliki. Gdy się wpuści do głowy choćby jednego, to potem on otwiera drzwi i wpuszcza ciągle następne i zanim się obejrzymy mamy pełno negatywnych myśli, których już nie tak łatwo się pozbyć.

 „Weź kartkę i spisz te pozytywne zdarzenia, słowa i swoje sposoby na radzenie sobie ze smutkiem i przyklej w widocznym dla siebie miejscu. Nie poddawaj się, ale też nie wiń się za chwile słabości. Łap garściami to co zostaje dobrego z każdego dnia! Głowa do góry!” – te słowa właśnie napłynęły mi do głowy pisząc ten post. Więc sama do siebie mówię: „Carpe Diem!”

glass

2 myśli na temat “Szklanka do połowy pełna.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s