W przyszłym tygodniu obchodzę z moim Mężem drugą rocznicę ślubu. Ponieważ jest to mój najlepszy przyjaciel od 7 lat wiele się od niego nauczyłam.
Zawsze ciężko znosiłam kłody stawiane mi pod nogi przez życie. Na szczęście nie było ich dużo, ale za każdym razem wpadałam w panikę pisząc jakieś czarne scenariusze. Kiedy zdiagnozowano u mnie pierwszy raz fibromialgię było mi naprawdę ciężko. Lekarze na początku nie wiedzieli co mi jest – miałam 17 lat i słyszałam od nich wiele gorzkich słów. Jeden z nich stwierdził, że będąc w drugiej klasie liceum udaję chorobę, bo nie chce mi się uczyć do matury. Wysłano mnie do psychologa i dano skierowanie na terapię grupową. Pamiętam, że sama wątpiłam w to co czuję, bałam się, że wymyślam sobie ten ból. Gdyby nie doktor, który mi uwierzył i wysłał do reumatologa (u którego leczę się do dziś) to chyba bym się załamała i faktycznie skończyła na tej terapii. Nie widziałam pozytywów, bałam się, że nie zdam semestru i będę musiała powtarzać klasę wszystko było przykryte peleryną pesymizmu i nie widziałam możliwości rozwiązania.
Obecnie jest inaczej, bo od 7 lat, ktoś uczy mnie swojego podejścia do życia i wiem, że można się tego nauczyć i z czasem jest to coraz łatwiejsze. Kiedy pojawia się problem to trzeba go rozwiązać. Płacz, panika i strach nic nie pomogą w danej sytuacji. Piotrek nauczył mnie, że zawsze jest rozwiązanie i nie można się poddawać. Bez tego nie powstałby pewnie ten blog ani żadne z moich opisanych w nim przemyśleć. Byłaby tylko przerażona, smutna i niepewna swojej choroby dziewczyna mająca znów 17 lat.
Skoro ja się nauczyłam zatrzymywać nad problemem i szukania dla niego rozwiązania to każdy może. To jest po prostu praca taka sama jak uczenie się pisania albo jak sznurować buty. To jest wybór z cyklu albo rybki, albo akwarium. Możemy w trudnym czasie wpadać w czarną dziurę, albo patrzeć na nią z góry z dumą, że każdego dnia w nią nie wpadamy. Powtórzę to już pewnie po raz setny to wszystko wymaga pracy i nie przychodzi z dnia na dzień. I będą dni słabsze, bo to nie jest tak że one znikną, ale to nie przekreśla pracy, którą się już zrobiło.
Ja mam niezwykłe szczęście, że zostałam żoną wyjątkowego mężczyzny, który mnie wspiera i każdego dnia uczy czegoś nowego. Myślę, że spotykamy na swojej drodze ludzi, którzy zarówno mogą nam coś przekazać, jak i nauczyć się czegoś od nas. Może to być mąż, żona, przyjaciel, znajomy, albo nawet przypadkowa osoba spotkana w sklepie lub w kolejce do lekarza. Warto się na siebie nawzajem otworzyć, bo przyciąga się wtedy dobrych ludzi. Może to być jakiś wykład motywacyjny usłyszany na You Tubie. Bo jak się szuka to zawsze się znajdzie. Nic samo na srebrnej tacy nie jest nam podane, ważne jest by włożyć wysiłek, bo często odpowiedzi i pomoc jest na wyciągnięcie ręki. Czasem też o pomoc trzeba najzwyczajniej w świecie poprosić.
Pamiętajcie więc, że z każdej sytuacji jest wyjście.