Liczy się dusza, a nie tusza.

Martwi mnie ostatnio zaobserwowana zależność, że ludzi postrzega się przez pryzmat wagi i to zarówno jak się ma za dużo, jak i za mało ciałka. Pierwsze wrażenie po dłuższym niewidzeniu lub zobaczeniu kogoś pierwszy raz może obfitować w stwierdzenia typu: „zaokrągliłeś się”, „jaką masz pulchną żonę”, „skóra i kości”, „czy Ty w ogóle coś jesz?”.  Nawet w kabaretach żartuje się już z dużych osób, że to nie mogą być chore, bo chyba by musiały na „McDonalda”. Nie wiem czemu to właśnie waga jest najważniejszym kryterium oceny ludzi. Automatycznie szufladkuje się ludzi właśnie po pierwszym wrażeniu wagi.

Wiem, że jest ono ważne, bo można je zrobić tylko raz, ale nie znam przypadków, żeby ktoś komuś powiedział: „o jakie Twoja żona ma krzywe nogi”, „ale masz duży nos”, albo „masz takie małe usta, jak Ty nimi jesz?!”. Takie słowa padają tylko wirtualnie, bo tam ludzie czują się anonimowi i z łatwością przychodzi im krytykowanie i wydawanie opinii. W sieci nawet modelkom się wypomina, że są za grube i brzydkie. Na co dzień ludzie nie mają aż tyle odwagi by coś powiedzieć, bo automatycznie naraziliby się na kontrę albo strzała od walecznego faceta. No, ale o wadze jednak świat ma wiele do powiedzenia i nie wiem czemu mu się wydaje, że to jest ok. Bo przecież zawsze „miło” usłyszeć od kogoś na dzień dobry, że za dużo się waży.

Jaki koń jest każdy widzi. Wiem, że jest mnie za dużo, ale kto zna moją historię od liceum, kiedy fibromialgia pierwszy raz zawitała do mojego życia i dołożyła mi w miesiąc 10 kg, to wie, że bycie szczupłym było dla mnie dużym wyzwaniem. Teraz najbardziej daje w kość mojemu metabolizmowi niedoczynność tarczycy i brak ruchu związany z fibro i nadciśnieniem śródczaszkowym. Niestety nawet lekarze mają zdanie o mnie, że chyba nic nie robię, tylko leżę i jem. Wcinam tłuste dania na zmianę z toną cukru i nie chce mi się ruszyć tyłka z pozycji leżącej, bo jestem po prostu leniwa.

Gruby = dużo je, chudy = nie je wcale. U mnie w domu jest odwrotna zależność. Mój mąż może jeść, ile chce i co chce i ciężko mu przytyć nawet kilogram. Moje porcje są mniejsze, jem zdrowiej i lekko, a trudno stracić mi nawet pół kilo. Nie mogę powiedzieć, że nie lubię zjeść czasem czegoś słodkiego albo słonego, ale nie są to ogromne ilości. Żałuję, że nie mam w sobie funkcji olewania tego co mówią inni. Byłoby mi łatwiej, bo nie miałabym poczucia, że muszę się komuś tłumaczyć. Prawda jest przecież taka, że to nie ich sprawa i powinni sami spojrzeć w lustro i zrobić rachunek sumienia, nim coś powiedzą.

To co sobie myślą głośno czy cicho o mnie ludzie powinno odbijać się ode mnie, a przecież jest od czego. Wiem, że osoby w podobnej do mojej sytuacji czują to samo, że komentarze bolą, pogarszając tym samym naszą i tak średnią sytuacje. To nie my powinniśmy się wstydzić, a właśnie ci ludzie bez wyczucia. Tak, choroby mogą sprawić, że ludzie są więksi, nie musi mieć z tym nic wspólnego sieć fast foodów. Chyba utarło się takie przeświadczenie, między innymi po w dokumencie „Super size me”. W nim otyła część społeczeństwa amerykańskiego przedstawiona jest jako ta stołująca się tylko w McDonaldzie znajdującym się na każdym kroku.

Podjęłam kolejną próbę zrzucenia nadprogramowych kilogramów. Chcę mieć komfort ubierania się w co chcę i przestać ukrywać się przed światem. Robię to dla siebie, nie dla tych złośliwych. Takie rzeczy trzeba robić tylko i wyłącznie z przeświadczeniem, że robi się je dla własnego dobra. Nikt tego za nas nie zrobi i mimo, że trudno nam zrezygnować z naszych przyzwyczajeń i zaakceptować nowe nawyki to trzeba trzymać się wizji efektu końcowego. Cierpliwość teraz przyda mi się bardzo, bo to będzie długi i powolny proces, ale jestem dobrej myśli. Mam tylko nadzieję, że ludzie kiedyś zrozumieją, że to ile kto waży nie ma najmniejszego znaczenia. Często pozornie błahym komentarzem można kogoś zranić, a ta osoba może okazać się być zbyt wrażliwa i sobie z tym nie poradzić.

Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.” – Mały Książe, Antoine de Saint-Exupéry.

SONY DSC

 

2 myśli na temat “Liczy się dusza, a nie tusza.

  1. Z tym zwracaniem uwagi na tuszę, a nie na duży nos, czy krzywe nogi, to chodzi pewnie o to, że za przyrodzone cechy wyglądu nie jesteśmy odpowiedzialni, a za wagę już tak. Oczywiście absolutnie nie bronię pustaków kipiących żółcią i dowalająch innym teksty bez namysłu. Po prostu się nad tym zastanowiłam, bo dałaś mi do myślenia 🙂

    W takim razie powodzenia w zrzucaniu kilogramów 🙂

    Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s