Fibro mama

W marcu zeszłego roku lekarze powiedzieli mi, że szanse na zajście/ donoszenie ciąży nie są duże. Stan mojego organizmu pokazywał, że o ile chcę być mamą to teraz, a i tak gwarancji nie ma. Spadło to na nas jak grom z jasnego nieba. Plany były inne – miałam najpierw „wyzdrowieć” chociaż trochę z tych moich chorób, a tu się okazało, że teraz, albo nigdy.

Zacznę od tego – bo jeśli ktoś mnie zna dłużej ten pewnie zdziwiony – że ja nigdy za dziećmi nie przepadałam i niespecjalnie o nich myślałam. To prawda co mówią, że to przychodzi jak spotka się właściwą osobę i tak też się stało. Do tego doszły siostrzenice Piotrka, które pokazały mi, że dzieci bać się nie trzeba. Jak już tą mamą zachciałam być to pojawiły się one – te moje przewlekłe choroby – i oddaliły moje plany „na kiedyś”, jak będę zdrowsza. Zapominam czasem, że słowo przewlekłe nie wróży całkowitego wyleczenia. W miarę szukania odpowiedzi czemu jestem chora na nadciśnienie śródczaszkowe ( słowo idiopatyczne – niewiadomego pochodzenia – nie wystarczało mi i chciałam znać przyczynę) dowiedziałam się o małej szansie na potomstwo.

Zrobiłam wszystko co mogłam by poprawić stan swojego zdrowia i w 3 miesiące dzięki pomocy cudownej Julity z Moon Cycles, która jest terapeutką żywieniową udało się (choć z jedną stratą), że Adek jest teraz z nami. Ciążę wspominam bardzo dobrze, mimo nudności w pierwszym trymestrze, na nic nie mogłam narzekać. Objawy chorobowe zmalały praktyczne do zera. Czułam się naprawdę dobrze i do dnia porodu byłam aktywna, ćwiczyłam jogę i miałam się wyśmienicie. Jakby, któraś z dziewczyn bała się ciąży to potwierdzam, że ciąża dla przewlekłych chorusiów jest łaskawa. Moja ginekolog bała się, że będą ze mną „przeboje”, a na koniec powiedziała mi, że przeszłam ciąże lepiej niż nie jedna zdrowa kobieta.

Waleczna się zrobiłam w tej ciąży, bo mimo zaleceń ordynatora szpitala uparłam się na poród siłami natury. Czułam, że po cesarce będzie mi ciężko dojść do siebie. Los jednak chciał, że i tak na tym stole wylądowaliśmy, bo życie Adasia było zagrożone. Nie pomyliłam się co do operacji i rekonwalescencji, bo to był prawdziwy koszmar. Obrzęki, problemy z ciśnieniem, duszności, spanie po parę godzin dziennie – w pozycji siedzącej. Teraz jeszcze walka by nie mieć zrostów. Oczywiście to moje doświadczenia, wiele kobiet, które znam, „śmigały” i dobrze się czuły po cesarce.

Wrócił niestety czas, że objawy chorób wracają: sztywnienia, bolesność, bóle głowy itd. – ta cała moja ferajna. Bycie mamą samo w sobie nie jest łatwe i w codzienności dalekie od instagramowych kolorowych zdjęć i relacji. Na pewno byłoby mi łatwiej jakbym była zdrowa, no i przecież trudno mi było czasem funkcjonować samej, a teraz muszę dawać z siebie więcej, bo do opieki jest jeszcze ktoś. Jestem dla siebie wyrozumiała, nie chodzimy codziennie na spacery (Adek spaceruje tylko w chuście), czasem spędzamy cały dzień w łóżku, bardzo dużym wsparciem dla mnie są moi rodzice i przede wszystkim on – najlepszy mąż i tata. Troska i pomoc Piotrka jest nieoceniona bo czasem musi zajmować się i mną i małym. Jest moim prywatnym superbohaterem.

Cieszę się, że bycie mamą to praca zdalna, mimo, że jest bardzo trudna i nie dostaje się wypłaty. Na pocieszenie dla tych co się wahają powiem, że 90% czasu jestem z Adkiem sama. Więc da się, tylko trzeba odrzucić oczekiwania, wymagania oraz to co najważniejsze, czyli porównywanie się do innych rodziców. Tak jak i w dbaniu o siebie trzeba w chorobie odnaleźć własne sposoby, tak i w opiece nad małym człowiekiem również. Jestem więc codziennie przemęczona, obolała, ale i szaleńczo zakochana, co nie pozwala mi się poddać nawet w najtrudniejszych momentach.

2 myśli na temat “Fibro mama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s